Aktualności Dodano: 27 maja 2024

Dobro w cieniu wielkiego zła

Data rozpoczęcia: 2024-05-27
Data zakonczenia:

O Wołyniu, dwuletniej Hani, którą ratowała cała ukraińska wieś, inaczej pisanej historii wołyńskiej w Polsce i Ukrainie, i o tym, że Prezydentowi RP  trudno czasem dać to, co mamy najlepszego w sobotę, 25 maja, w LGK opowiadał Witold Szabłowski, reportażysta, którego książki przetłumaczono na 31 języków.  - Jak się dowiedziałem jaka masa dobra wydarzyła się w cieniu tego wielkiego zła na Wołyniu, to byłem w bardzo dużym szoku, że nikt tego wcześniej nie opisał - mówił między innymi. 

Książki Witolda Szabłowskiego wydawane są na czterech kontynentach. "Zabójca z miasta moreli" (reportaże z Turcji) uznany został za jedną z najważniejszych książek opublikowanych w USA w 2013 roku. Prawa do serialu na podstawie reportażu  "Jak nakarmić dyktatora" kupiono w Hollywood, a za książkę ,,Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia'' otrzymał Nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej. To właśnie ta książka i jaj zaktualizowana wersja - "Opowieści z Wołynia", były głównym tematem sobotniego spotkania w Leszczyńskiej Galerii Książki.

Alerty burzowe nie przestraszyły kilkudziesięciu osób. Gdy za oknem szalała ulewa Szabłowski razem z prowadzącą spotkanie Agnieszką Ptaszyńską zabrał nas w świat niezwykłych opowieści o swoich spotkaniach (był tamj ponad 60 razy - sic!) w Ukrainie. Choćby tę o pani Hani z książkowej okładki: 

- W roku 43 banderowcy oprócz wielu innych wsi, które spalili i wymordowali, wymordowali też wioskę, która się nazywała Gaj. Kilka dni po tym, jak się to wydarzyło Ukraińcy z sąsiedniej wioski zostali zmuszeni przez banderowców, żeby pojechać do tego Gaju i pochować ciała - opowiadał reporter. -  Pojechali w pięć furmanek i w tym morzu trupów (zginęło tam kilkaset osób) znaleźli żywą na oko dwuletnią dziewczynkę, która w jednym ręku - jak krążą opowieści - trzymała pusty kubek, a drugim, albo tuż obok chusteczkę z jej inicjałami.i która była jedyną osobą, która przetrwała tę masakrę. Ci Ukraińscy  nad tym dzieckiem stanęli i zaczęli się zastanawiać, co zrobić. Wiedzieli, że próbując ją uratować, mogą na siebie ściągnąć zemstę banderowców. Banderowcy kazali takie dzieci przywozić do siebie. Z drugiej stromy - ,,jeśli nie uratujemy dziecka, to przestaniemy być ludźmi''. To brzmi jak cytat z Biblii, ale kilka osób mi powtórzyło, że takie zdanie tam padło. I właściwie cała wioska była zaangażowana w ratowanie. To jest niesamowite. Cała wieś ratowała to jedno dziecko, cała wieś wzięła na siebie ryzyko, cała wieś wiedziała, że jeżeli to się wyda, to konsekwencje mogą być straszliwe. Jednocześnie cała wieś ( to było kilkaset osób) jak trzeba było, to sobie je z domu do domu podsyłała. Koniec końców wzięło ją do siebie małżeństwo, wzięło ją i potraktowało jako dar z nieba. Dali jej imię Hania i wychowali ją. Dziesięć lat temu, nie dwanaście już, byłem pierwszym Polakiem, z którym rozmawiała. Wychowana została na stuprocentową Ukrainkę, ale mówi, że czasami jej się śni jej polska mama, albo, że mówi po polsku. Śni jej się jej polska rodzina… 

Trwają poszukiwania rodziny pani Hani. Reportaże Szablowskiego sprawiły, że utworzono nagrodę dla tych, którzy ratowali polskich sąsiadów. Książka ,,Opowieści z Wołynia'’ lada dzień będzie dostępna w MBP. Gorąco polecamy.

(Al)